Zapraszam do Klubu Herbacianego Nie Lubię Poniedziałków na ul. Szlak 14 >>klik
Chłopcy ponoć wyglądają z każdej strony dobrze, a dziewczęta i przedmioty raz położone są nie czułe na siły grawitacji. Kwestia do kontemplacji!
Chłopcy posnęli. Ci piękni, każdy młody, inny. Tylko okulary świadczą o XXI wieku. Reszta została taka sama. Wszyscy mają oczy niebieskie, zapatrzone w dal, niedostępnie szczere z możliwością odtajnienia wszelkiego, jeśliś tylko zasłużyła. Koty, mruczanda. Każdy z nich: dwie smukłe nogi, żylaste ręce i prosta klatka piersiowa. Piękni w dziś, tu, na kocyku. Za dziesięć lat będą wspomnieniem dopełniającym plusk fal Wisły w Kazimierzu Dolnym.
Za mało mnie we mnie, żebym mogła bezczelnie opuścić stan rozkochania w waszych ciałach i umysłach, chłopcy. Dlatego jestem nieobecna i tylko z oddali się przyglądam. Jak złodziej kradnę te bezpodtekstowe umizgi do życia. Tę radość skrytą tuż pod skórą, wibrującą pod czołem i nagą w każdym geście.
Słońce dogniata mnie do kamieni. Rybitwy skrzeczą nad warkotem silnika turystycznej łajby. Tym bardziej nimi zapach rzeki zabarwiony. Jedynie w ruchu jest życie.
Tu na ulicach wokół Placu Republika dziś antyki, antyk za antykiem, antyk antyk popycha. I na cóż mi szkoda, żal pieniędzy niewydanych. Ja idę i w duszy mam zapach mebli politurowanych, rozbitych dzbanków, broszek z zeszłego wieku. Mam na głowie setki kapeluszy z rondem i toczków, mam torebki i szkatuły, buty do baletu. Oto jestem. Ja idę, oczami chłonę i przeze mnie te przeszłe lata i przyszłe się łączą. Ja jestem sercem między tam i tam. Między kiedyś i kiedyś. Ja jestem słońcem, którego promienie rzucają światło na przeszłość i przyszłość. Jestem antykiem przyszłych czasów. Perłą w sznurze na szyi czasu.
Dlatego jesteście mi ludzie potrzebni, żebym o was, jak nie kreślić, to pisać mogła i spać o was wiecznie upalne czasy. Żebyście gładkie mieli czoła i uśmiech zawsze na twarzy. Kolekcjonujcie te resztki przeszłości, okruszki po najedzonych. Bo przez takich, jak ja świat byłby zaginiony.
Tak spójną częścią jestem jego, że inaczej nie mogę, jak tylko urodzić się, być i położyć do ziemi z powrotem.
Taką jestem leniwą w naturze istotą, żem jej w pełni sierotą i jej wietrznym tchnieniem rozpędzona przytulę kiedyś głowę do trawy i potulnie skonam.
To ja – ani on, ani ona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz