Najprawdopodobniej na urodziny ... te ostatnie z dwudziestych, otrzymałam prezent: pustą książkę. Była taka moda, nie wiem, czy teraz jeszcze jest, że można kupić pięknie oprawione grubaśne zeszyty. Szkoda takiego, w sumie, na sam szkicownik, ale już na "Książkę" to jaknajbardziej nie szkoda. Zwłaszcza z ilustracjami.
Dużo w nich mnie. Dawno rysowałam, trochę za tym tęsknię. Za uczuciem, które zadziewa się w trakcie tworzenia od pierwszej kreski, do ostatniej plamy, a potem dalej, do momentu, aż ułoży się i opadnie z podniety, ze świerzości, wyparty przez kolejne zdarzenia, układanki losu.
Dawno rysowałam, a ostatnio spotkałam się z ludźmi i oni mówią - wróć do tego. No to wracam. Powoli odgrzebując, bo lubię to, wspomnienia. Za nimi... przed nimi już wiem, że są nowe. Cierpliwości i sobie, i Wam.
A tym czasem Czas zacząć SHOW :D
... a może to nie były urodziny, Jaga lubi też dawać prezenty bez okazji <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz